poniedziałek, 30 listopada 2015

Psi wpływ - ale jak to możliwe?

O tym, że my wpływamy na nasze czworonogi wiemy nie od dziś. Ale czy to działa w obie strony?

Psy są inteligentnymi bestiami, doskonale zdają sobie sprawę, jak się czujemy, gdy zbliża się coś złego, kiedy nastaje czas na spacer, oraz gdy tym razem wstajesz by pójść po coś, co zjadłby Twój pies. Jak to się dzieje? Nie mam pojęcia. Jednakże chciałabym się skupić na czymś nieco innym w tym wpisie.

Nasze emocję mają duży wpływ na (większość przypadków) psy. Gdy jesteśmy podekscytowani, pies to odbiera i również się cieszy (szkoda tylko, że nie zna powodu...), gdy jesteśmy smutni, on również nie najlepiej się czuje i w takich momentach, szatański pies może dawać przebłyski łaskawego burka.

Szczerze powiedziawszy, dopiero teraz, po ponad roku się zorientowałam, że my również poddajemy się wpływowi naszego psa. Nam również udzielają się jego emocje. Nie wiem, czy jestem ślepa tylko ja, czy ktoś też tego nie zauważył? :p
Codziennie z Timonem idziemy na spacer tą samą ścieżką, mimo że później trasa nieco się zmienia. Wychodzę z nim na krótkiej smyczy, ze względu na to, że na niej bardziej myśli i nie w głowie mu ciągnięcie od krzaczka do krzaczka. Odkąd miniemy próg, mam ochotę go spuścić. A dlaczego? Mimo, ze Timon wyuczony, że nie ciągnie i idzie po prawej stronie, sam się niecierpliwi, ciągle na mnie zerka: "czy to już?", a człowiek dla dobra pieska i jego widzimisię przyspiesza tempo by szybciej go spuścić w spokojniejszym miejscu niż blokowisko.
Przytoczę jeszcze drugi przykład, mianowicie: poniedziałek, wstajesz o szóstej, codzienna rutyna, czasami pośpisz dłużej 15 minut i już, szybko, szybko by zdążyć do pracy/szkoły. O czym myślisz? Twój pies też nie lubi poranków. O ile masz miłego psa, który wstanie mniej więcej wtedy co Ty, może przynieść Ci zabawkę, nowy dzień, tyle energii, trzeba to wykorzystać! No bez kitu, kto temu nie ulegnie? Obowiązki nie zając, nie uciekną. Poddajesz się wpływowi małemu spryciuli i zaczynasz się z nim bawić. Jak emocje opadną, wracasz, za 20 minut masz autobus, co robisz? Biegiem, biegiem, biegiem! Jak dobrze pójdzie, to masz jeszcze całe 10min, czyli jakieś 5min na sikupę. Wybiegasz z domu, wręcz biegniesz, byle dookoła bloku, wracasz do domu i wołasz psa do klatki. Okej, większość psów z miną szczeniaka wejdzie, ale co z takim pudlowatym, który automatycznie zaczyna się trząść? Nie chodzi o sam fakt klatki, ale o to, że ja wychodzę, a on zostaje. Pudluś chyba nie jest jedynym takim osobnikiem (błagam!...)? Nie wiem jak wy, ale ja często siadam na ziemi, pokazuje Ti, aby wszedł na kolanka i czekam aż się uspokoi. Fakt faktem, spóźniam się do szkoły, ale mam psa, który oczekuje ode mnie zrozumienia.

Mam nadzieję, że post mimo, że nie najdłuższy, pokazuje że wpływ jest wzajemny. Co o tym sądzicie? Tez mieliście takie przypadki? :)

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w 100%. Fajny post - świetnie się czytało. Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://niezwyklybeagle.blogspot.com/ :).

    OdpowiedzUsuń