niedziela, 24 stycznia 2016

Od czego się zaczęło? Co było przed Timonem? Jaki był kiedyś? Co nas motywuje? Super pies z innej strony. - wszystko na raz!

Gdy chwalę się postępami mojego psa, nie ważne, czy publicznie, czy prywatnie, bardzo często słyszę, że mam super psa. Oczywiście, że tak jest! No bo jaki właściciel twierdzi, że jego pies nie jest fajny?
Nie od dziś wiadomo, że nie ma psów idealnych. Chwaląc się naszym nawet najmniejszym sukcesem z psem, mówimy (przeważnie) tylko o jednej, konkretnej rzeczy. Co z masą reszty zachowania? Co z życiem na co dzień z psem?

Oświadczam wszem i wobec, że Timon psem idealnym nie był, nie jest i nie będzie ;) Widzę w nim zachowania, które są spowodowane charakterem, a ja nie chcę i nawet nie jestem w stanie zwalczyć jego natury.
Poniżej postaram się zobrazować, o co tak naprawdę chodzi. Jest naprawdę niewiele osób (ba! chyba tylko jedna) która zna Timona tak jak ja.

Uwaga, postaram sie tutaj napisać jak najwięcej, od początku do końca, aby wszystko co zamieszczam w internecie, było jeszcze bardziej czytelne i zrozumiałe :)

Zapraszam na naszą historię!
(zacznie się nie-Timonowo, ale to tylko pozory)
Na początku 2010r. moja mama zgodziła się na psa. Miałam niespełna 10 lat i moja wiedza była baaardzo ograniczona. Od początku życia kochałam zwierzęta, a posiadanie psa w domu to było moje największe marzenie! Uwielbiałam zabawę z psem, chciałam go szkolić. Gdzieś tam w gazetkach w szkolnej bibliotece był poruszony temat agility. Od razu polubiłam! Dużo czytałam o rasach, chciałam wybrać tego najodpowiedniejszego psa. Do tej pory pamiętam, jak pewnego bardzo zimowego wieczoru przyszła do domu siostra,oznajmiając, że jej koleżanka ma małe szczeniaczki do oddania! Byłam taka wniebowzięta! Zaczęłam z siostrą przekonywać mamę, żebyśmy wzięły, bo to ostatnia suczka, bo to zgarną sprzed nosa, no i w sumie wszystkie najbłahsze powody. 23 lutego 2010r., we wtorek (tego samego dnia) wieczorem popędziłam z siostrą po szczeniaka. Okazało się, że była to czarna, mała suczka w wieku okolo 3 miesięcy. Bez ogródek powiem, że Sara albo nie była wychowywana, albo tak, jak sąsiad podpowiedział, z dziada na pradziada. Jednak była psem, który był marzeniem każdego dziecka. Całe dnie spędzałyśmy na podwórku, wszystkim się bawiła, wszystko aportowała. Umiała pare podstawowych komend, ale to wtedy nie było najważniejsze. Powiem nawet, że kiedyś łapała frisbee! Wtedy tak tego nie doceniałam, no ale cóż, byłam mała i miała najlepszą przyjaciółkę, to wystarczyło :)

Sara
Nasza przyjaźń trwała krótko. Bardzo krótko. Zaledwie 6 miesięcy. Albowiem mama była alergiczką, a poza tym "nie chce psa w domu"... Płakałam, namawiałam na lekarzy, robiłam wszystko co w mocy 10-latki. Jak można się domyślić, nie wiele zrobiłam. Sara trafiła do nowego "domu". Jak się okazało, znudziła się po jakimś czasie i trafiła do schroniska, wychudzona i ze śladami po biciu. Pamiętam jak dziś, że wtedy moje serce po prostu pękło. Nie mogłam spać, ciągle płakałam, nie umiałam się skupić. Na szczęście po 2 miesiącach w schronisku znalazła dom! Radość moja była ogromna! Od wolontariuszy się dowiedziałam, że przyjechała po nią Pani z dwójką dzieci, a ona tak bardzo kochała dzieci!! Po paru miesiącach dowiedziałam się, że widziano Sarę spacerującą z dziećmi po osiedlu, na którym mieszkam!! Automatycznie zaczęłam chodzić po osiedlu i jej szukać... Po jakimś roku znalazłam ją za płotem jednego z domków jednorodzinnych! Popłakałam się! Stety niestety, Sara mnie nie poznała. Może to i lepiej. Teraz natomiast wiem, że jest kochana i mam spokój duszy... Często wracając z Timonem ze spaceru w lesie, mijamy jej dom.

Nadal bardzo chciałam mieć psa, ale to wydawało mi się niemożliwe. Mimo, że marzenie o psie jak najbardziej aktualne. Jakoś na przełomie 2013/2014 zagłębiałam się w temat psów dla alergików. Jednak posiadanie yorka, przez pryzmat rozpieszczonego psa, nie za bardzo mi się widziało. Na początku października 2014r. moja mama powiedziała "pomyślimy" a tutaj mamy już sukces na 90% ;) Wybrałam rasę - grzywacz chiński pp (odmiana owłosiona). Hodowlę miałam wybraną, szczeniaka też. W ostatniej chwili, kiedy moja mama się wahała, szczeniak raz dwa został nam sprzątnięty sprzed nosa.
26 października nieszczęśliwie upadłam z konia. W skrócie - wylądowałam w szpitalu, diagnoza - 5 złamanych wyrostków w kregach lędżwiowych, wniosek - jeszcze jeden upadek i wyląduje na wózku. Jazda konna była moja pasją. Starałam się ją wyeliminować z życia, ale jak można zrezygnować z czegoś, co kochało się całym sercem i wiązało się z tym plany na przyszłość? To tak, jakby wam teraz odebrano psa. Zero spacerów, sportów, przytulania, zabawy, pracy. Byłam po prostu załamana. Wszyscy kategorycznie zabraniali mi jazdy. Po tygodniu w szpitalu wróciłam do domu. Z gorsetem, ruch ograniczony do minimum, bolało okropnie. Pierwszą rzeczą po powrocie do domu, było zjedzeniem pizzy (szpitalne żarcie fu!) i przede wszystkim zaczęcie szukania psa. Właśnie tak radzę sobie z problemami. Szukam zajęcia, a to zajęcie było nie byle jakie! Standardowo porzuciłam nadzieję na fajnego szczeniaka i chciałam psa TU I TERAZ.

Zaczęłam wertowanie OLX. Moje kryteria były następujące: mały, dorosły,hipoalergiczny, blisko. Prawdę mówiąc,nigdy nie chciałam pudla, nawet psa w typie. Nie podobały mi się ani z wyglądu, ani z charakteru, myślałam, że sa głupie. W ten sam dzień w którym wyszłam ze szpitala, po paru godzinach szukania, znalazłam, wydawać się mogło, ideał! Pudel toy 3 letni z miasta obok. Zdjęcia były piękne, bo z internetu. Dwa dni po telefonie moja siostra z mamą (ja miałam wtedy zakaz wychodzenia z domu) pojechały do Chodzieży po burka. Z tego co mówi siostra, gdy weszła do domu ukazała jej się Pani z dwójką dzieci, dużym psem, suką "taką jak Timon", kotem, dużą papugą i małpką. Zoo. Ta sama Pani tochę wcześniej miała szczeniaki pudla toy do oddania. Pani opowiadając o Timonie mówiła, że jego poprzednia właścicielka (jej ciotka) zmarła i że była to starsza, samotna Pani, a Timon był wesołym trzylatkiem uwielbiającym dzieci i miło witającym gości. Wnioskuję również, że Timon był ojcem szczeniąt, które miała wcześniej ta Pani. Ogólnie rzecz biorąc, niemal wszystko co mówiła ta Pani, to kłamstwo. Książeczkę zdrowia dosłała pocztą jakieś 2 tygodnie odkąd go wzięliśmy.



W istocie - pierwsze wrażenie, to pomylony pies. Timon był skołtuniony, brudny, bez życia w sobie. Pierwsze trzy tygodnie Timona u nas spędziłam z nim, jako że nie chodziłam wtedy do szkoły. Co się okazało? Timon nie witał miło gości. Ujadał na domofon, obszczekiwał i obwarkiwał odwiedzających nas ludzi. Zresztą z dziećmi było podobnie. "Nasze" dzieci w domu (siostrzeńcy, wtedy 5,5roku i pół roku) w miarę ignorował, na obce za każdym razem się rzucał. Byłam strasznie poirytowana faktem, że tak na nie reagował, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że musi mieć złe skojarzenia z przeszłości. Tak samo było ze wszystkim, co się ruszało. Wyobraźcie sobie, że moje zwierzęta były na okrągło ganiane. Chomik w sumie miał najlepiej, ale po parce nimf (papugi) i świnek morskich, które mogły wychodzić z klatki kiedy chciały, automatycznie się w niej "zamknęły". Gdy Timon się czaił przez kratki, odsuwałam go i nieraz zostałam przez to niemal udziabnięta. Warczeniu końca nie było. Płakałam, bo to przecież nie tak miało być. Zabawka? Jaaasne, może jak posmaruję kiełbasą.A sztuczki? Przez dwa tygodnie uczyłam go leżenia. Nie, że nie ogarniał gestów, nie chciał się położyć przede mną. Ot, oznaka poddania się, której nie chciał przyjąć. Warczał, gdy miał wyjść z danego pokoju, warczał, gdy kazałam zejść mu z łóżka, w sumie to warczał, kiedy mu się cos nie podobało. Po dostarczeniu książeczki, okazało się, że Timon trzech lat nie miał, ale prawie pięć. No pięknie nas kobieta wrobiła, pomyślałam. W tamtym czasie dużo motywacji dawała mi mama i tata. Mówili, aby się nie poddawać, aby dać mu szansę. Mówili, że dam radę, że ten pies będzie super i każdy będzie mi go zazdrościł. Tą motywację mam do dzisiaj.

DCDC Poznań, moje ulubione wspólne zdjęcie

Timon zmieniał się w zastraszającym tempie, a ja mocno wierzyłam w to, że mi się uda. Dzieci przestały być już takie straszne, ignoruje je, nawet jak jakieś do niego biegnie, albo tarmosi, podnosi,itd. Zabawki stały się czymś fajnym, potrafi szarpać się w potencjalnie obcym miejscu, jeszcze przy niemal zerowym rozproszeniu, ale wszystko jest do wypracowania! Ba! Wczoraj szarpał się z pięcioletnim chłopcem!! Toż to szok dla mnie i nada nie mogę w to uwierzyć! W domu zdarza mu się regularnie przynosić mi zabawki z miną: "halo! nudno mi! zróbmy coś!". Nadal jednak pewnie ganiałby za zwierzętami, jednak stał się w miarę odwoływalny i nie ma w nim tej zaciętości,co kiedyś. Teraz to już nawet nie śni o tm, by mnie ugryźć. Zdarza mu się na mnie warczeć, jednak jest to typowe dla niego warczenie pod nosem i jest to naprawdę rzadko. Inaczej sytuacja się ma,gdy warczy na kogoś innego. Jednak stał się bardzo miziastym psem i przychylnym do ludzi.
Annówka 2015, fot. Joanna Myślińska (przepraszam za jakość...)

Timon jest typem psa, który zgadza się z większością psów. Nie zaprasza do zabawy, obwąchuje i idzie swoją drogą, nie zaczepia, nie ma wontów. No dobra, przesadziłam :p Gdy jakiś pies (za przeproszeniem) wchodzi mu w dupę, to sztywnieje i warczy, zdarza się, że chapnie zębami przed mordką. To co dzieje się dalej, jest uzależnione od reakcji drugiego psa. A mówiąc szczerze, wiele psów traktuje go ulgowo,pewnie przez tą szczeniaczkową budowę ;)
Coś, co od początku mu wychodziło i to, co uznaję za priorytet w życiu z psem, to luźne bieganie. Nie rozumiem, jak można porządnie wybiegać i zadowolić psa, gdy jest na smyczy (nie mówię tu o lince). Sara jak i Timon od początku były puszczane luzem. Pierwszy spacer z Timonem, drugi dzień u nas, wyszłam z nim na spacer dookoła bloku. Z uwagi na mój bolący kręgosłup i mega krótką smycz, puściłam go i pięknie się mnie trzymał. To jest coś, czego zazdrości nam parę osób. Nie narzekam, to jest baaardzo wygodne ;) Szczególnie, że mieszkamy pod lasem, ot, zadupie ;)
Oczywistą rzeczą jest również to, że Timon to pudlowaty pies, czyli inaczej pies w typie pudla. Aczkolwiek ma za krótkie uszy, trójkątne i łamane, jedno wyżej, drugie niżej, czasami któreś mu staje, a tak poza tym jest na pudla za długi i ma za rzadką i miękką sierść (a jednak, pudle w przeważaniu maja sierść jak druty). Ale, ale! Timon mózg ma typowo pudli. Ten kto miał okazję widzieć go "w akcji", ten wie, że jest psem zmotywowanym do pracy. Psiarz wie, że ta motywacja u psa, który zaczął pracę z człowiekiem w dorosłym wieku, nie jest łatwa do wypracowania. W im trudniejszej sytuacji go stawiam, tym bardziej się stara, naprawdę nauczył się ładnie skupiać! Poza tą lepszą strona, ma również tą, która jest uparta. Jeśli on nie chce zrobić danej sztuczki, a Ty będzie od etapu "0" próbował ją wprowadzić, to spotka Cię rozczarowanie. On wie, że to i tak jest skazane na niepowodzenie ;) Zanim dana sztuczka nam wyjdzie, mija parę tygodni, miesięcy. Tak było ze slalomem, dostawaniem, leżeniem, cofaniem, itd., itd. Wszystko wymaga czasu, nie od razu Rzym zbudowano.
Moje małe pudlowate ma charakterek godny pudla. Jest uparty, kiedy przewodnik ma nieprawidłowe względem niego podejście. On to zrobi lepiej. Nie? No to nie zrobi wcale. Potrafi w trakcie sesji usiąść i patrzeć się mi prosto w oczy, śmiejąc się ze mnie w duchu. Jakimś magicznym ruchem różdżki zapomina wszystkiego, co umiał. Pięknie umie grać na nerwach. Szczególnie jak po w miarę okej klatkowaniu, znowu się cofa i słysząc "do klatki" kurzy się za nim że ho ho. A co jest najlepsze? Że jego charakter kontra zmotywowanie wynosi 50/50%. Jak Ci się trafi dobry humor, to masz szczęście ;)
Annówka 2015, fot. Milena Patan

Timon był ze mną w najintensywniejszym roku w moim życiu. Naprawdę wiele mi pomógł, a praca z nim to dla mnie nie tyle co czysta przyjemność, bo tak naprawdę my jesteśmy identyczni, jak nam się nie chce, to nie ma bata, ale nie zastąpione oderwanie się od problemów. On wyczuwa, kiedy mam gorszy czas i wtedy stara się jeszcze bardziej. Przez cały ten czas ciągle wierzę w niego, mam przed oczami to, co chce osiągnąć i dążę do tego obrazu. Robię to, co kocham, z psem, którego kocham, dążę do tego, co obrałam za cel. Czego chcieć więcej od życia? Mam psa, mam pasję. Codziennie dziękuję losowi za te trudy jakie przeszłam/przeszliśmy, bo to właśnie dzięki nim jest tak zajebiście, jak teraz! :D
z Zuzią, fot. Marysia Kisiel

Jeśli nadal znajdzie się ktoś, kto wątpi w siebie czy swojego psa... Wiara daje ogromne efekty, jakie ludzki umysł nie jest w stanie pojąć... Wiem, co mówię ;)
Na koniec dodam jeszcze coś od siebie. Ponad rok temu, w dzień przed wigilią odszedł mój tata po rocznej, niełaskawej walce z rakiem. Był on dla mnie przykładem do naśladowania. Ktoś, kto znalazła pasję i czerpał z niej nieskończone szczęście. Nawet kiedy podupadał na zdrowiu i nie był w stanie normalnie funkcjonować, zdążył pożegnać się z tą pasją po tej stronie. DO KOŃCA wierzył, że mu się uda. Udało mu się. Miał cudowne życie, jedyna osoba jaką znam, która była tak szczerze otwarta na świat, czerpiąca z niego 200% korzyści! Na pewno nie żałuje tego życia, na pewno nie ma do siebie pretensji, że mogło być lepiej.  Nauczył się żyć, więc co miał tu dalej robić? Jeśli osoba która nie może wstać z łóżka dalej wierzy, że wróci do dawnego życia, to każdy potrafi to zrobić! Praca z psem to jedna z wielu rzeczy, jakie można robić, ruszcie więc swoje cztery litery, bo potem będziecie żałować, że nie wykorzystaliście okazji, kiedy mieliście taką możliwość!
Po moim upadku, kiedy ja nie byłam w pełni sprawna, on już też, rozmawialiśmy przez telefon (moi rodzice byli po rozwodzie). Powiedział mi: "Nie ważne co Ci powiemy, i tak będziesz jeździć, prawda?"...  On wiedział, jak to jest mieć pasję, wiedział, jaki to ból, gdy masz załamanie, kiedy myślisz, że nie będzie możliwości powrotu... ZAWSZE, ale to ZAWSZE jak wracam myślami do tej rozmowy... Wiem, że warto. Warto podejmować ryzyko. Pasja to coś wspaniałego... A to że ją mamy znaczy tyle, że jesteśmy cholernymi szczęściarzami. Warto korzystać z życia, żeby mieć co wspominać, żeby na końcu móc powiedzieć: "warto było, zrobiłbym to jeszcze raz".

Post w sumie wyszedł trochę inny, dodałam sporo od siebie nie psiego, ale mam nadzieję, że ktoś dotrwał do końca i dało to komuś motywację.



Pozdrawiam, Kaja&Ti :)

fot. Marysia Kisiel

4 komentarze:

  1. Bardzo miło się czyta post, pod koniec aż miałam ciarki... Rozumiem Cię i to baaardzo - moja Nela jest podobna, bardzo podobna z charakteru do Timona - nie przepadała za obcymi ludźmi, tak samo reaguje na gości, na inne psy, czytając to czułam się jakbyś pisała o moim psie. :P Tym postem dałaś mi ogromną motywację do zwalczania tych problemów, nie powiem - jest w miarę ok, ale może być jeszcze dużo lepiej. Jestem z Was dumna, że udało Wam się tak dużo osiągnąć, wiem że nie było łatwo ale udało się. :)
    Pozdrawiamy! D&N

    OdpowiedzUsuń
  2. Łoł, tego się nie spodziewałam... Naprawdę dużo wytrwałości i samozaparcia jest w tobie. Ja to dopiero odkrywam i pielęgnuje, w okresie mojego dzieciństwa i młodośći nie potrafiłam walczyć o swoje marzenia, nie wierzyłam że mogą się spełnić, teraz odkrywam, że jednak tak nie jest, że jeżeli czegoś bardzo chcę to jestem w stanie coś osiągnąć i że ja też mam prawo do marzeń i mam prawo je spełniać. Najgorsze jest to, że to właśnie jedna z najbliższych mi osób zabijała we mnie tą cząstke, zabijała mój charakter zabijała mnie (nie dosłownie, kocham żyć) ale teraz odnalazłam siebie wiem kim jestem i czego chcę. Myślę że gdybym nie była tak uparta i lubiąca robić na przekór (są to dobre cechy, nie zawsze je wykorzystuje wiem kiedy powinnam coś zrobić, a kiedy byłoby to bezcelowe, wiem kiedy postawić (że tak to nazwę) na swoim a kiedy nie) jak jestem nigdy nie potrafiłabym odnaleźć siebie i być tą osobą którą jestem teraz. Mam jeszcze to szczęcie, że inna najbliższa mi osoba nie będąc tego świadoma pomogła mi bo mogłam przy niej być sobą i co ważniejsze wspiera mnie i byłaby w stanie zrobić dla mnie wszystko, żebym realizowała siebie i spełniała swoje marzenia, natomiast ta pierwsza potrafi powiedzieć, że zrobiłaby dla mnie wszystko poczym mówi, że to nie dla mnie, że nie mogę i że wgl NIE. Dlatego teraz ucze się mieć pasje, marzenia i trwać w nich i oddać im się całkowicie, a nie jest to łatwe dla kogoś kto całe dotychczasowe życie spędził praktycznie na niczym.
    Podziwiam tyle udało wam się osiągnąć i tyle zmienić!
    Ps. Sara jest ślicznym pieskiem :) Oczywiście Timon też!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny blog i super post :)
    Bardzo ładny szablon bloga ;)
    A oto mój blog,może wpadniesz? ^ ^

    motekkotka5.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale historia! Najważniejsze jest dobre zakończenie :)

    OdpowiedzUsuń